NEUMANN


Mam dziurę w sercu wielkości ciężarówki.
Nie załata tego jednonocne pieprzenie...
                          (Lou Reed)


1.
Neumann był mordercą.
Zresztą, może wcale nie był tylko tak wyglądał.
W każdym razie ludzie w miasteczku opowiadali o nim straszne historie...

2.
Kiedy Neumann miał dziesięć lat, umarła jego matka. Ludzie w miasteczku opowiadali, że to on ją udusił. I mimo, że lekarz z pogotowia jako przyczynę zgonu wpisał zawał serca, nikt nie wierzył...

3.
Ojciec Neumanna był szewcem. Miał swój maleńki zakładzik tuż przy stacji kolejowej. Twierdził, że dzięki temu letnicy od razu wiedzą, gdzie szukać pomocy, gdyby but się zepsuł. Nie przewidział jednego. Że piękne panie, kiedy im się zepsują sandały wyrzucają je po prostu i kupują nowe...
Stary szewc żył bardzo skromnie zarabiając na reperacji starych, odświętnych butów kierownika PGR-u i pantofelkach o powykręcanych obcasach ekspedientek z miejscowego sklepu.
I mimo, że był bardzo biedny, ludzie z miasteczka opowiadali, że pod podłogą w swoim zakładzie ma ukryty majątek!
Któregoś jesiennego dnia znaleziono go opartego czołem o stół i rozbitą szewskim młotkiem czaszką.
Neumanna nie było wtedy w mieście, ale ludzie i tak uznali, że to on szukał skarbów swojego ojca...

4.
Tak więc Neumann został sam.
Mieszkał w drewnianym domu pod miasteczkiem i dziwaczał. Jedyną osobą, z którą rozmawiał był on sam. Co dzień rano stawał przed lustrem, długo szczotkował zęby i uśmiechał się do swojego odbicia. Miał piękne, wilcze zęby.
Patrzył na siebie długo. Zapalał papierosa i przechodził do pokoju. Tam robił sobie poranną, mocną herbatę. Siadał przy stole. Przed sobą stawiał nieduże lusterko po swojej matce i rozmawiał sam ze sobą.
Czasem przychodziło mu do głowy coś bardzo mądrego. Zapisywał to wtedy w dużym zniszczonym zeszycie, który znamionował, że kiedyś Neumann chciał pójść na studia.

Neumann czasem wychodził ze swojej kryjówki. Szedł wolnym, godnym krokiem przez rynek miasteczka. I wtedy miasteczko wyglądało, jakby ktoś je zatrzymał w stopklatce. Młode kobiety przystawały i z rozmarzeniem patrzyły na pięknego, młodego mężczyznę o oczach tak jasnych, że prawie białych. Mężczyźni zaciskali dłonie w pięści i sami nie rozumieli swojej nienawiści. A dzieci? Dzieci się bały. Ich matki straszyły je, że jeśli będą nie grzeczne to przyjdzie Neumann i je zabierze. Każde dziecko ma na sumieniu jakiś drobny grzeszek. I dlatego, kiedy dzieci widziały Neumanna na rynku, chowały się w cieniu kamienic. Nawet gołębie zastygały bez ruchu...
A Neumann po prostu siadał sobie na ławeczce i wypijał piwo. Bardzo chciał kiedyś nakarmić gołębie suchym chlebem, ale kiedy rozsypał okruszki na chodniku, żaden gołąb się nie poruszył.
Potem wchodził do sklepu i kupował zawsze to samo: chleb, herbatę i dużą ilość papierosów. Potem wracał do domu, a ludzie w miasteczku cały dzień już plotkowali o nim.

5.
Tak było przez wiele lat.
Neumann czasem wyjeżdżał z miasteczka. Wtedy przypadkowo spotkanym włóczykijom opowiadał, że jest poetą. Wyciągał ze swojego plecaka stary zeszyt i czytał swoje myśli. Poza jego rodzinnym miasteczkiem ludzie się go nie bali, ale też nie pragnęli zbyt bliskiego kontaktu.
W swoje czterdzieste urodziny Neumann wyszedł do miasta. Planował kupić sobie dużą butelkę wina i przynajmniej w towarzystwie lustra wznieść toast.
Wszedł do sklepu. Nie patrząc na ekspedientkę podszedł do lady.
I niechcący spojrzał w górę. Zobaczył młodziutką ekspedientkę, która patrzyła na niego błyszczącymi oczami. Podała mu chleb, herbatę, papierosy. Przy winie zapytała, co to za okazja.
- Urodziny - odpowiedział cicho.
- Och! Życzę wszystkiego dobrego i dużo gości!
- Nie będzie żadnych gości! - powiedział chłodno i wyszedł.
Przez sklepowe okno zobaczył jeszcze, jak kierowniczka sklepu krzyczy na młodziutką ekspedientkę.

6.
Wieczorem poszedł nad rzekę. Usiadł na samym brzegu, otworzył butelkę z winem, ale nie pił. Zapalił papierosa i patrzył na ciemną ścianę lasu po drugiej stronie rzeki.
Pomyślał, że tak byłoby dobrze. Uciec na tamtą stronę o nic się nie martwić i zacząć życie od nowa. Bez żadnych obciążeń. Bez żadnych posądzeń...
Obok niego bez słowa usiadła młodziutka ekspedientka.
- Ja też tu często przychodzę - powiedziała cichutko.
Pokiwał głową.
- Jak ci na imię? - zapytał, po czym od razu się wycofał. - Zresztą nieważne, czy twoje imię coś zmieni w moim życiu? Czy twoje imię będzie mi się śniło nocami? Czy kiedykolwiek twoje imię będzie oznaczało bezpieczny, ciepły spokój? Nie wydaje mi się...
Dziewczyna siedziała i słuchała. Nie rozumiała ani słowa z dziwnej przemowy Neumanna, ale instynktownie czuła, że chce mu pomóc. Że chce przy nim być cokolwiek by się działo.
Nawet nieśmiało pomyślała, że dobrze by było zostać jego żoną. Będzie się nim opiekowała, a on będzie ją uczył świata. Nie przyszło jej do głowy, że on sam świata nie umie...
- Czy masz album ze zdjęciami rodzinnymi? - zapytał nagle. Pokiwała głową. - Zauważyłaś, że te wszystkie zdjęcia są jakby koszmarem, jakby zapowiedzią, czy też wspomnieniem jakichś nigdy nie przeżytych emocji. Jakby szalony reżyser powycinał ze swojego filmu najkoszmarniejsze ujęcia. Niby jest wszystko w porządku, ale w oczach ludzi uwiecznionych na zdjęciach widać zapowiedź olbrzymiego nieszczęścia. Zauważyłaś?
Dziewczyna nie zauważyła, ale pokiwała głową. Gdzieś w głębi czuła, że lepiej będzie jeśli on odnajdzie w niej pokrewną duszę.
Neumann tymczasem zapalił papierosa i snuł swoją opowieść.
- Kiedy byłem dzieckiem umarła moja matka. Słyszałaś o tym? Ludzie mówią, że to ja ją zabiłem... Zostały mi tylko zdjęcia. Mój chrzest, moja komunia i pogrzeb matki. Zadziwiające, że ona nigdy nie była młodą kobietą. Nawet na moim chrzcie, chociaż miała dopiero 19 lat. Wygląda, wygląda... jak stara baba! Ile masz lat?
- Siedemnaście - odpowiedziała dziewczyna. - A ty?
- Nieważne, w każdym razie mam dzisiaj urodziny...
- Wszystkiego najlepszego...

7.
Siedzieli nad rzeką do późnej nocy. Wreszcie wstali i poszli.
Dziewczyna po raz pierwszy w życiu zobaczyła mieszkanie mężczyzny. Po raz pierwszy w życiu widziała w łazience męskie kosmetyki. Po raz pierwszy zasnęła i obudziła się przy mężczyźnie. Po raz pierwszy zrobiła mu śniadanie i czuła się z tym dobrze.
A Neumann?...
Neumann po raz pierwszy w życiu nie ustawił sobie lusterka przy śniadaniu. Tak doskonale odbijał się w jej oczach, że niemal widział jak świetnie wygląda paląc porannego papierosa i pijąc herbatę. Był jej wdzięczny za tę chwilę bliskości i substytut normalności.

8.
I tak już było od tej pory. Dziewczyna codziennie po pracy szła do Neumanna. Razem przeżywali piękne noce i ostre poranki. On jej opowiadał o świecie, a ona reperowała jego świat. Tylko, czy można zreperować coś, co już u zarania jest zepsute?...
Chyba nie...
A kiedy lato się kończyło i rolnicy zwozili resztę płodów, dziewczyna przyszła do Neumanna. Nie była już uśmiechnięta i beztroska jak kiedyś. Płakała.
Usiadła na stołku w kuchni i wyglądała tak żałośnie jak tylko można sobie to wyobrazić. Chociaż tliła się w niej nadzieja, że Neumann pomoże, zaradzi, rozwiąże jakoś problem...
- Co się stało? - spytał i przytulił ją.
W dziewczynce nadzieja na szczęśliwe rozwiązanie problemu, wybuchła ze zdwojoną siłą.
- Będziemy mieli dziecko...

9.
Dziewczynka dalej pracowała w sklepie. Starannie ukrywała swój stan przed właścicielką sklepu. Codziennie rano ciasno związywała swój brzuch długim, elastycznym bandażem i wkładała obszerne swetry. I rzeczywiście, nikt się nie domyślał.
Ale któregoś dnia, po pracy, dziewczyna urodziła. Właścicielka sklepu odebrała poród. Umiała. Od lat przyjmowała porody dziewczyn ze wsi. Powiedziała: chłopiec! Potem wyrzuciła dziewczynę z pracy i z domu.
- Czemuś ty do mnie nie przyszła od razu?... - pokiwała głową ze współczuciem. Ale tego współczucia nie było na tyle dużo, żeby przygarnąć dziewczynę z powrotem.
Więc dziewczyna spakowała się i poszła.
Poszła do Neumanna, bo tylko on jej nie przeganiał.

10.
Tydzień później wyjechali z miasteczka. Ludziom, których spotkali na stacji, powiedzieli, że Neumann dostał dobrą pracę w mieście, że teraz bez problemu będzie mógł utrzymać ich oboje i może się nawet pobiorą.
Wyglądali na szczęśliwych...

11.
Po kilku dniach stary pszczelarz poszedł na spacer do lasu. Wszyscy wiedzieli, że tak naprawdę poszedł w samotności wypić ćwiartkę. Stary pszczelarz nie lubił dzielić się tym, co dobre.
Poszedł do kamieniołomu. Usiadł w cieniu szarych kamieni, z nabożeństwem otworzył butelkę. Spojrzał przed siebie i zobaczył pudełko po butach starannie oklejone taśmą izolacyjną.
Z czystej ciekawości otworzył.
Wewnątrz leżał mały aniołeczek z różańcem w rączkach.

12.
Musieli go bardzo kochać...
Jeśli dali mu różaniec na drogę?...


Copyright (c)2002 Zuza Gaińska. Ostatnia modyfikacja: 2002.10.01. Kontakt: zuzu@welcometohell.art.pl